środa, lutego 21, 2018

Fragment "Pragnień Elżbiety" Anety Krasińskiej


Zapraszam na fragment książki Pragnienia Elżbiety Anety Krasińskiej.



Kalina
 
W kuchni nastawiła wodę na herbatę i za­brała się za krojenie chleba. Jak każdego dnia nie miała ochoty na śniadanie, ale przestała walczyć z Kamilem, który wciąż jej powtarzał, że musi jeść.

Kiedy kilka minut później wszedł do kuchni ubrany w popielaty garnitur i śnieżnobiałą ko­szulę, śniadanie już na niego czekało. Kalina usiadła naprzeciwko i obserwowała, jak nad­gryza pierwszą kromkę chleba.
– Nie będę jadł sam – ponaglił ją.
– Wiem – odparła z wyraźną rezygnacją w głosie.
– Smacznego.
– Nawzajem. – Sięgnęła po kanapkę.
Uszczknęła niewielki kęs i przez chwilę żuła go, zupełnie nie czując smaku.
– Może wyjdziesz na spacer? – zaproponował Kamil, patrząc na nią z troską. – Zapowiada się ładny dzień.
– Może – rzekła bez przekonania.
– Spróbuj spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu – zachęcił, choć w jego głosie po­brzmiewała nutka rezygnacji.
– Postaram się – obiecała niechętnie.
– Biegnę, kochanie, żebym się nie spóźnił – oświadczył, próbując odzyskać spokój ducha. – Jeszcze tylko cztery dni, a później nie będę już musiał przed nikim się tłumaczyć.
– Zasłużyłeś na to. – Podniosła głowę znad talerza. – Będziesz świetnym szefem, mę­żem już jesteś, tylko masz beznadziejną żonę – dokończyła.
– Jeśli jeszcze raz coś takiego usłyszę, to obiecuję, że…
– Zostawisz mnie? – spytała natychmiast, a jej dolna warga zaczęła lekko drżeć.
– Nie licz na to. – Ukląkł przed nią i ukrył jej dłonie w swoich. – Nigdy tak o mnie nie myśl, bo sprawiasz mi ogromną przykrość.
– Przepraszam – zaczęła. – Ostatnio tylko to potrafię.
– Kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię stracić. Nie­ważne, co się stanie, jesteśmy razem i wspólnie przez to przejdziemy. – Mocno ją objął i pocało­wał w czubek głowy.
Szybko przywarła do jego ciała. Nawet przez koszulę i marynarkę poczuła ciepło i na­pięte mięśnie. Chciała tak trwać jak najdłużej, jednak czas ponaglał, dlatego po chwili bez słowa się odsunęła i podeszła do zlewu, by umyć naczynia.
– Do zobaczenia wieczorem!
– Cześć – odparła, nie odrywając wzroku od łyżeczki, którą właśnie płukała.
Kiedy drzwi trzasnęły, zapanowała komplet­na cisza. Kalina przyzwyczaiła się do samotno­ści. Mogła wtedy odpoczywać, choć nigdy tego nie robiła, mogła przemyśleć swoje położenie, choć nie dawało jej to nowych perspektyw. Mo­gła też snuć plany na przyszłość, choć nie wi­działa w tym celu.
Od momentu, gdy wyszła ze szpitala, myśla­ła o tym, by spotkać się z dwoma ofiarami wy­padku. Wiedziała od policjantów prowadzących śledztwo, że starsza kobieta w ciężkim stanie wciąż przebywa w szpitalu na ulicy Banacha w Warszawie, nastolatka zaś po kilkudniowym pobycie na oddziale ortopedycznym ze złama­niem kości piszczelowej w lewej nodze i kilkoma otarciami opuściła szpital i powróciła do opie­kunów. Właśnie ta ostania informacja nie da­wała jej spokoju. Zastanawiała się, ile musiała znieść tak młoda osoba w swoim krótkim życiu, a teraz jeszcze wypadek.
Kalina wiedziała, że nie ma prawa burzyć spokoju którejkolwiek z kobiet, ale czuła, że dłużej nie zdoła się przed tym bronić. Jej serce drżało, gdy wyobrażała sobie, ile bólu im spra­wiła. Wiedziała, że dopóki nie stawi temu czoła, nie odzyska spokoju.
Wyszła do przedpokoju. Na moment zawie­siła wzrok na swoim odbiciu w lustrze. Zbyt długie blond włosy bezładnie opadały na czo­ło, zasłaniając piwne oczy. Cera pozostawała blada mimo letnich upałów. Choć ostatnio się nie ważyła, to i bez tego potrafiła stwierdzić, że schudła kilka kilogramów. Kości policzkowe uwydatniły się, dodając jej twarzy kilka dodat­kowych lat. Odruchowo dotknęła brzucha, który wciąż był płaski.
Weszła do salonu i zaczęła nerwowo prze­szukiwać górną szufladę stojącej w rogu ko­mody. Po chwili odnalazła kopertę, która kilka tygodni temu była biała. Teraz jej kolor balan­sował pomiędzy beżowym z wyraźnymi ślada­mi odcisków palców a brunatnym od plam po kawie. Wysunęła z niej kilka połączonych ze sobą czarno-białych kartoników. Przez dłuż­szy czas się w nie wpatrywała. Niewielka sza­ra kropka w centralnej części wydruku przez niewprawionego obserwatora mogłaby nie zo­stać dostrzeżona. Ona jednak wiedziała, czym, a w zasadzie kim była. Doskonale pamiętała chwilę, gdy podczas badania USG doktor Sta­chlewski potwierdził to, o czym od pięciu lat marzyła. Wreszcie miała szansę poczuć się matką i ta myśl sprawiła jej nieopisaną ra­dość, której zdawało się, że nic nie jest w sta­nie przyćmić. Oczyma wyobraźni widziała, jak jej dziecko się do niej uśmiecha, zachłannie wyciąga swoje małe, pulchne rączki, by się przytulić. Chciała je objąć, osłonić przed całym światem, ale to marzenie nie miało już szans na spełnienie.
Nie czuła, gdy bezradnie osunęła się na podłogę. Z rąk wysunęły się wydruki ultraso­nografu, które były jedynym dowodem, że nie oszalała i nie wymyśliła sobie istnienia dziecka. Przez chwilę jej ciało drżało z zimna, a może z emocji, po czym poddało się konwulsjom, połączonym z coraz głośniejszym szlochaniem. Nie była w stanie zapanować nad uczuciami, które rozdzierały jej duszę na coraz mniejsze kawałki. Czuła się jak pogrążona w spazma­tycznym tańcu, napędzanym przez cierpienie, z którym nie potrafiła się uporać.
Kiedy się ocknęła, nie wiedziała, ile minęło czasu. Starannie złożyła plik kartek i wsunęła je z powrotem do koperty. Całość ukryła w szu­fladzie pod obrusami. Nigdy nie przyznała się przed Kamilem, że posiada wydruki z ultraso­nografu. To było coś, co należało wyłącznie do niej, co sprawiało, że choć przez moment czuła, że jej życie nabrało znaczenia.
Kalina nie miała siły marzyć. W jej głowie panował chaos, a myśli podążały w dwóch kie­runkach: ku ofiarom wypadku i ku nienaro­dzonemu dziecku, jednak obydwie sprawy na końcu splatały się ze sobą w jedno słowo: ból.

2 komentarze:

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad.

Copyright © 2016 Czytaninka , Blogger