piątek, maja 31, 2019

"Gdy opadły emocje" Aneta Krasińska

"Gdy opadły emocje" Aneta Krasińska



TYTUŁ  "Gdy opadły emocje"

AUTOR Aneta Krasińska

DATA PREMIERY 24.03.2019

WYDAWNICTWO  Szara Godzina

ILOŚĆ STRON 240




OCENA  4/6

OPIS





Spotkanie po latach może skutkować sporą dawką emocji i zmianą życiowych planów.
Marcelina jest mężatką wychowującą nastoletnie bliźnięta. Bywa przytłoczona codziennymi obowiązkami. Od czasu do czasu jej przyjaciółka Magda próbuje to zmienić. Tym razem namawia koleżankę do udziału w imprezie zorganizowanej dwadzieścia lat po maturze. Spotkanie otwiera niezabliźnione rany.
Gdy opadły emocje to pierwsza część trylogii. Każdy tom poświęcony jest rozterkom innej osoby z związku z wydarzeniami z czasów liceum, gdy tworzyli zgraną grupę z nadzieją patrzącą w przyszłość.
W przygotowaniu: Gdy nadeszło życie i Gdy powrócił spokój.



MOJE ODCZUCIA

Bardzo lubię twórczość Anety Krasińskiej, gdyż w każdej swojej powieści porusza ważne i istotne sprawy. Śmiało mogę powiedzieć, że jej książki są niezwykle życiowe i z całą pewnością chce się je czytać.

Główną bohaterką jest Marcelina, mężatka z dwójką bliźniaków, która nie jest zbytnio szczęśliwa ze swojego życia. Jej stosunki z mężem nieco się ochłodziły, a ona sama czuje się niespełniona. Ma niezwykłą przyjaciółkę Magdę, która dba o to, by od czasu do czasu się rozerwała, dlatego też teraz namawia ją do pójścia na spotkanie klasowe. Tam spotyka Emila, a jej niezabliźnione rany zaczynają ponownie krwawić. Czy przez to spotkanie postanowi wywrócić całe swoje dotychczasowe życie do góry nogami?

Odkryła, że to ból zmienił tego człowieka, który kiedyś kochał życie. Dzisiaj pod maską uśmiechów i rozmów krył się okaleczony wewnętrznie chłopak, który wciąż borykał się z demonami przeszłości.

Zapewne wielu z was miało okazję brać udział w spotkaniu klasowym po wielu latach. Takie spotkania wyzwalają w nas ogrom wspomnień, pięknych przeżyć, a czasem i dramatów. Możemy odnowić stare znajomości, dowiedzieć się jak teraz wygląda życie tych, których znaliśmy ze szkolnych lat. Ale takie spotkanie może otworzyć też niezbyt przyjemne wspomnienia. Życie jest niezwykle kruche, o czym przekonali się nasi bohaterowie. Dzisiaj jesteśmy, a jutro może nas już nie być.

Marcelina tak naprawdę jest znudzona swoim życiem. Mąż pracuje daleko od domu, bliźnięta wciąż się kłócą, jej praca jest monotonna, a do tego wszystko spoczywa na jej barkach. Kiedy daje się namówić Magdzie na spotkanie klasowe, nawet nie wyobraża sobie, ile emocji w niej wyzwoli to przeżycie. Spotkanie dawnego przyjaciela powoduje, że czuje złość, ból, smutek, żal, ale także dawne emocje względem niego. Zastanawia się jak wyglądałoby jej życie dzisiaj, gdyby znalazła w sobie dość odwagi, aby wyznać co kiedyś do niego czuła.

Marcelina od dawna miała wrażenie, że w świecie, w którym żyje, pogoń za pieniądzem zabija uczucia, niszczy relacje rodzinne i osłabia psychikę. Kolejny laptop w domu, następny tablet, bo poprzedni ma za mało pamięci, i lepszy telefon, bo przecież wszyscy już takie mają. Uczucia rozmywają się w przestrzeni wypełnionej gadżetami, które zabierają coś, co jest w życiu najcenniejsze: czas.

Życie polega na ciągłych wyborach. Nigdy nie wiemy tak do końca, które z nich będą trafne, a które złe. Bo przecież człowiek uczy się całe życie na własnych błędach. Czasem chciałoby się umieć cofnąć czas, by móc postąpić inaczej. A jednak uważam, że wszystko dzieje się po coś. Gdybyśmy postąpili inaczej, może dziś nie byłoby nas tutaj gdzie jesteśmy. Każdy z nas ma prawo wyboru, każdy z nas ma prawo żyć jak chce. Kiedyś było się młodym, życie nie było takie trudne, nie przejmowaliśmy się przyszłością, żyliśmy dniem dzisiejszym. Ale każdy z nas dorasta i musi się w końcu ustatkować. Musi podjąć, co tak właściwie jest dla niego najlepsze. I nasza bohaterka też będzie musiała podjąć taką decyzję.

Całość powieści praktycznie dzieje się w jednym dniu, podczas spotkania klasowego. W to spotkanie zostają wplecione wątki z przeszłości, dzięki którym lepiej poznajemy bohaterów i ich dawne decyzje oraz wybory. I to jest chyba jedyny minus tej powieści. Jak dla mnie za mało dynamizmu, akcja powinna być bardziej rozbudowana, a nie skupiać się tylko i wyłącznie na jednym wydarzeniu. Choć nie ukrywam, że po przeczytaniu naszło mnie wiele refleksji, a wspomnienia z lat szkolnych uruchomiły się ze zdwojoną siłą. Zaczęłam wspominać czasy, które już nie wrócą, osoby, których już nie zobaczę. Dopadła mnie taka nostalgia.

Bohaterowie zostali dobrze wykreowani, są niemalże namacalni. Czytając miałam wrażenie, że są tuż obok mnie, a ja aktywnie uczestniczę w ich życiu. To osoby takie jak my, które mają swoje słabości, gorsze i lepsze dni, które borykają się z niezbyt przyjemnymi wspomnieniami.

To, co moim zdaniem jest jeszcze ważne w tej lekturze, to abyśmy nigdy z dnia na dzień nie porzucali swoich przyjaciół bez słowa wyjaśnienia. Przyjaciele są po to, aby wspólnie z nami radować się w lepsze dni, ale także by wspólnie z nami przeżywać smutki. Każdy z nas, kto dusi w sobie emocje i nie chce o nich mówić, może później tego żałować. Powinniśmy zawsze mówić otwarcie o tym, co czujemy i czego pragniemy. Być może nie zawsze to dostaniemy, ale przynajmniej będzie nam lżej na sercu.

Gdy opadły emocje to historia ukazująca nam kruchość ludzkiego życia, uświadamiająca nam jak ważne jest wyrażanie swoich emocji w życiu. To historia, która naszpikowana jest emocjami i niebanalnymi bohaterami. To chce się czytać. Polecam.


Za możliwość przeczytania, zrecenzowania i ambasadorowania serdecznie dziękuję






piątek, maja 31, 2019

Autorzy o zwierzętach - Meg Adams

Autorzy o zwierzętach - Meg Adams


Meg Adams – mama słodkiego szkraba i żona cierpliwego męża. Wychowała się i mieszka na Śląsku, chociaż sporą część swojego życia spędziła w Krakowie, za którym bardzo często tęskni. Z zawodu jest informatykiem i inżynierem. Prywatnie niepoprawna romantyczka, żyjąca gdzieś pomiędzy domowymi obowiązkami, stronami ulubionych książek i linijkami wykreowanych przez siebie światów. Kocha romanse, fantastykę i dobre kryminały. Fanka Gry o tron oraz słodyczy, szczególnie tych własnoręcznie upieczonych. Przygodę z pisaniem rozpoczęła w 2014 r., a w 2018 r. zadebiutowała w antologii wydanej przez grupę Ailes opowiadaniem Symfonia znaków. 
Architektura uczuć jest jej debiutancką powieścią.


1. Czy wyobraża Pani sobie życie bez zwierząt?
Oczywiście, że nie. Każde stworzenie jest równie ważne, a świat jest piękny właśnie dzięki swojej różnorodności.

2. Ile zwierząt miała Pani w swoim życiu?
Miałam chomika, kiedy byłam dzieckiem. Uważam, że nie mam odpowiednich warunków, by mieć psa. Zdecydowanie wolę, gdy zwierzęta mają swobodę i miejsce do szaleństw. Mieszkając w bloku, nie mogłabym tego zapewnić.
3. Zwierzę jest dla mnie…
Przyjacielem.
4. Ludzie często uważają, że zwierzęta nie mają duszy. A jakie jest Pani zdanie na ten temat?
Nie wiem, czy dusza to dobre określenie, ale patrząc chociażby na psy, to jestem pewna, że mają „coś”, co pozwala im kochać swojego właściciela i być najwspanialszym kompanem.
5. Co sądzi Pani o Fundacjach ratujących zwierzęta?

Na pewno są potrzebne. Nie mogę patrzeć na krzywdzone w okrutny sposób zwierzęta, więc bardzo cenię pracę takich instytucji.

6. Załóżmy, że jest Pani świadkiem sytuacji, w której ktoś krzywdzi zwierzę. Jak Pani reaguje?
Chyba do tej pory nie spotkałam się z taką sytuacją i całe szczęście, ale jeżeli tylko bym mogła, próbowałabym pomóc.

7. Pani ulubione zwierzę to?
Piesek mojego brata. Buldog francuski. Jest uroczy.



8. Jakie zwierzę według Pani byłoby najlepszym bohaterem książki?
Lubię myszki. Ostatnio czytamy z synkiem o „Myszce, która chciała zostać lwem” i za każdym razem rozczulam się przy puencie.
9. Mówią, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Ja zgadzam się z tym w 100 %, a Pani?
Nie miałam okazji tego doświadczyć, ale widzę w rodzinie lub u przyjaciół takie relacje, więc nie sposób się z tym nie zgodzić.

10. Jakie zwierzę według Pani jest najbardziej fotogeniczne i dlaczego?
Hmm… Wspomniany buldożek świetnie wychodzi na zdjęciach, ale myślę, że także ptaki mają w sobie coś niesamowitego, szczególnie kiedy wzbijają się w niebo. Są wolne i można to pięknie uchwycić na fotografiach.




Serdecznie dziękuję Autorce za poświęcony mi czas. 




wtorek, maja 28, 2019

"Dom lalek" Edyta Świętek [PATRONAT/PREMIEROWO]

"Dom lalek" Edyta Świętek [PATRONAT/PREMIEROWO]



TYTUŁ  "Dom lalek"

AUTOR Edyta Świętek

DATA PREMIERY 28.05.2019

WYDAWNICTWO  Replika

ILOŚĆ STRON 368




OCENA  5/6

OPIS





W końcu los odpowiedział na wszystkie moje prośby…
Nie, jednak nie na wszystkie…
Naprawdę nie wiem, czym ja sobie na ciebie zasłużyłam.

Anita jest z natury wycofana i charakteryzuje się niską samooceną. Źródłem takiej postawy są problemy z przeszłością – jako dziecko, a następnie nastolatka, wciąż spotykała się z przykrościami ze strony rówieśników, którzy prześladowali ją, szydząc, że jest taka sama jak jej niepełnosprawna intelektualnie siostra. Kompleksy narosłe w dzieciństwie rzutują na dorosłe życie kobiety.
Pewnego dnia Anita znajduje na masce swojego samochodu pudełko z lalką. Nie przywiązuje wagi do tego wydarzenia. Kilka miesięcy później poznaje Mikołaja – mężczyznę, który wydaje jej się niemal idealny. Jego opiekuńczość i ciągłe zainteresowanie schlebiają kobiecie. Nawiązuje się pomiędzy nimi romans. Anita rozkwita w tym związku, w końcu czuje się wartościowa i atrakcyjna. Okazuje się jednak, że Mikołaj coś przed nią ukrywa.



MOJE ODCZUCIA


Po każdą kolejną powieść Edyty Świętek sięgam z wielką niecierpliwością i zastanowieniem czym tym razem mnie zaskoczy. Dom lalek intryguje już samym tytułem i piękną okładką. A jak jest z jego wnętrzem?

Samotność jest stanem, do którego łatwo przywyknąć. Czasami bywa tak naturalna, że wręcz przestaje się ją dostrzegać. Jeżeli ktoś całe życie spędza sam, bardziej dziwi go nagła obecność drugiej istoty obok niż permanentny spokój i pustka.

Anita, dziś dorosła kobieta, po nieudanym małżeństwie i ze zbyt niską samooceną spowodowaną osamotnieniem w swojej rodzinie. Zawsze żyła w cieniu o rok starszej siostry, która jest niepełnosprawna intelektualnie. Rodzice jednak ten problem zbywali, pobłażliwie ustępując we wszystkim chorej córce i zamiatając problem „pod dywan”. Anita była obiektem kpin i szyderstw w czasach szkolnych. Wspomnienia z przeszłości wciąż sprawiają jej przykrość. Nieoczekiwanie w dziwne sposoby zaczyna otrzymywać lalki. Co takiego mają jej symbolizować?
Kiedy wydaje się, że już pozostanie sama na jej drodze staje przystojny mężczyzna. Mikołaj zabiega o jej względy, którym Anita w końcu się poddaje. Jednak jej ukochany coś skrzętnie przed nią ukrywa.

Kiedy po raz pierwszy sięgałam po tę powieść, kompletnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Ale zaczęłam czytać i po prostu przepadłam, jak to bywa przy książkach autorki. Ta powieść różni się całkowicie od poprzednich. Już od samego początku intryguje czytelnika i sprawia, że jego ciekawość wzrasta z każdą kolejną przewróconą stroną. Tajemnicze lalki pojawiające się w życiu bohaterki, czasami przyprawiały mnie o ciarki. Wciąż zastanawiałam się jaki związek mają z całą powieścią i kto je podrzuca Anicie. Z uśmiechem na ustach mogę przyznać, że nie udało mi się tego wcześniej rozszyfrować, co jednoznacznie sprawia, iż książka nie jest przewidywalna.

Oprócz tego, że Edyta Świętek w swojej powieści gwarantuje czytelnikowi dreszczyk emocji, porusza również ważne problemy. Otóż otwiera oczy wielu osobom na problemy z którymi sami się borykają, choć rzekomo nie chcą się do nich przyznawać. Jeżeli w danej rodzinie rodzi się dziecko chore, które boryka się z problemami zdrowotnymi, rodzice nie powinni udawać, że nic się nie dzieje. Rodzina naszej bohaterki udawała, że nie ma problemu, że ich starsza córka jest normalna, że powinna uczęszczać do normalnej szkoły. Ale tak naprawdę tym zachowaniem wyrządzali jej wielką krzywdę, a nawet nie tylko jej ale również drugiej, zdrowej córce, która była spychana na boczny tor. Ona pragnęła uwagi rodziców, lecz tak naprawdę była dla nich niewidoczna. W szkole uczniowie nie tylko drwili z jej siostry, ale także i z niej samej. To przykre, że w świecie są tak okrutni uczniowie, którzy nie mają za grosz współczucia dla chorych osób.

Polubiłam postać Anity, choć momentami jej uległość mnie denerwowała. Miałam ochotę stanąć tuż obok niej i porządnie nią wstrząsnąć, by się obudziła i zrozumiała, że świat stoi przed nią otworem, że nie może być tylko szarą myszką zmykającą z kąta w kąt. Zdecydowanie brakowało jej stanowczości i determinacji. Na szczęście miała obok siebie cudowną przyjaciółkę, która potrafiła jej to uświadomić.

Czasami odnosiła wrażenie, że jest lalką, którą można manipulować w dowolny sposób. Kukiełką zawieszoną na żyłkach, za które nie pociąga nikt inny, tylko Uśka. Wciąż musiała dostosowywać się do wymogów chwili oraz do cudzych oczekiwań, a tym niełatwo było sprostać.

Postać Mikołaja od początku wzbudzała mój niepokój. Coś mi się w nim nie podobało, to jego zachowanie względem Anity, które momentami budziło we mnie obawę. Podświadomie czułam, że ma coś schowane „za pazurami”. I chodź potrafił być czuły, opiekuńczy i kochający, to nie wzbudził we mnie swojej sympatii.

Autorka wykreowała wyraziste postacie, ujawniając ich mroczne strony, a także lęki i obawy. Mikołaj to postać, która budzi skrajne odczucia. Z początku odnosimy wrażenie, że to cudowny człowiek, a później poznajemy jego sekrety, które diametralnie zmieniają nasz stosunek do niego.

Jakże łatwo przychodzi ludziom ocenianie innych! Po mistrzowsku potrafią ferować wyroki, nie zadając sobie jednocześnie trudu zgłębienia tematu. Jakże szybko sami siebie czynią ekspertami w każdej dziedzinie!

Spodobał mi się pomysł na fabułę, bo nigdy wcześniej z niczym podobnym się nie spotkałam. Nie mogę za dużo zdradzić, bo nie chcę wam psuć czytania, dlatego czym prędzej powinniście przeczytać tę książkę. Powiem tylko tyle, że odkrycie skrywanych tajemnic Mikołaja mnie przeraziło.

Dom lalek to lektura, która od samego początku do końca będzie trzymać czytelnika w rosnącym napięciu. Autorka intryguje, ale również i zmusza do zastanowienia nad postępowaniem. Czy nasze wybory zawsze okazują się słuszne? Czy udawanie, że nie widzi się problemu nie przysporzy czasem jeszcze większych zmartwień? Polecam z całego serca.



Za możliwość przeczytania, zrecenzowania i patronowania serdecznie dziękuję Autorce oraz







poniedziałek, maja 27, 2019

"Dwie kobiety" Hanna Dikta [PATRONAT/PRZEDPREMIEROWO]

"Dwie kobiety" Hanna Dikta [PATRONAT/PRZEDPREMIEROWO]



TYTUŁ  "Dwie kobiety"

AUTOR Hanna Dikta

DATA PREMIERY 28.05.2019

WYDAWNICTWO  Zyska i S-ka

ILOŚĆ STRON 328




OCENA  5/6

OPIS





Mogłyby się nigdy nie spotkać. Jednak przewrotny los splata ich drogi, poddając je niełatwej próbie.

Ewa, mieszkanka Katowic, porzuca męża i pracę na uniwersytecie i wyjeżdża do Glinki, niewielkiej wsi na Dolnym Śląsku, gdzie zatrudnia się jako pomoc w pensjonacie. Prowadzi go owdowiała przed paroma laty Bogna. Ewa jest zamknięta w sobie i niechętnie nawiązuje nowe znajomości. Jedyny wyjątek czyni dla właścicielki pensjonatu, do której od razu zapałała sympatią, oraz dla nowej sąsiadki, schorowanej matki czworga dzieci. Bogna również jest samotniczką. Ale nie tylko to łączy ją z Ewą. Każda z nich nosi w sobie tajemnicę.
Dramatyczne wydarzenia, które wstrząsają życiem lokalnej społeczności, zmieniają wszystko.




MOJE ODCZUCIA

Główna bohaterka Ewa, to kobieta, która porzuca swoje dotychczasowe życie (męża i pracę) i wyjeżdża do niewielkiej wsi, by tam układać życie od nowa. Tak naprawdę ten wyjazd jest ucieczką od tego co ją spotkało w Katowicach. W Glince poznaje sympatyczną właścicielkę Bognę, u której podejmuje pracę. Z czasem się zaprzyjaźniają. W gruncie rzeczy łączy je wiele rzeczy.

Kiedy w życiu spotyka nas coś strasznego, nie zawsze potrafimy sobie z tym poradzić. Ciężko jest temu stawić czoła i wydaje nam się, że najlepszym rozwiązaniem jest ucieczka. Ale prawda jest taka, że gdziekolwiek byśmy uciekli, prawda zawsze nas dosięgnie. Więc czy warto uciekać? Czasem może i tak, bo taka odskocznia pozwala nam na nowo uwierzyć w siebie, swoje uczucia i w to, że w życiu możemy zaznać jeszcze szczęścia. Że pomimo tego, co się wydarzyło i na co nie mieliśmy wpływu, możemy czerpać z życia pełnymi garściami.

Ewa to kobieta od której bije niezwykły smutek, stroni od nawiązywania nowych znajomości, i nieszczególnie lubi przebywać w towarzystwie dzieci. W głębi serca tak naprawdę cierpi przez to co ją spotkało w życiu. Polubiłam ją od pierwszych chwil, czułam ten ból, który przenikał przez jej ciało niemalże każdego dnia.

Bogna właścicielka pensjonatu to sympatyczna kobieta, która również skrywa jakąś tajemnicę. Po śmierci męża myślała, że nie zdoła już nikogo pokochać i obdarzyć uczuciem, a kiedy jej się to udało, została porzucona. Do Ewy zapałała sympatią od pierwszego wejrzenia, a z każdym dniem lubiła ją coraz mocniej.

Los stawia te dwie kobiety na swojej drodze i pewnie ma w tym jakiś cel. Poddaje je próbie jakim jest samo życie. Łączy je wiele, ale czy to wystarczy, aby mogły wieść wspólne życie? Czy skrywane tajemnice, kiedy ujrzą światło dzienne, nie odbiją się na ich wzajemnej relacji?

Starzyńska zachwyciła Bognę od pierwszego spotkania. Już wtedy, kiedy stanęła nocą w progu Starej Szkoły, niepewna i wystraszona. Było w jej niewinnym wyglądzie coś ujmującego, chwytającego za serce. Coś w oczach, w posturze. Jakaś kruchość, przywodząca Bognie na myśl figurkę z porcelany. Z każdym kolejnym dniem delikatność Starzyńskiej robiła na niej coraz większe wrażenie. Z rosnącym zdumieniem obserwowała, jak jej poranione serce zaczyna się otwierać, jak znowu lgnie do drugiego człowieka.

Hanna Dikta w swojej powieści pisze samym życiem. Losy jakie zafundowała swoim bohaterom, mogłyby wydarzyć się każdego dnia każdej osobie na świecie. Dlatego uważam, że powieść jest niezwykle realna. Bohaterowie stworzeni z krwi i kości. Autorka nie oszczędza ich, wystawia na wiele prób, daje chwile radości i smutków. Nie zabraknie tutaj również tragedii, która mnie dwukrotnie poruszyła do głębi. Książka wyzwala ogrom emocji, wspólnie z bohaterką przeżywałam jej losy.

Ludzie myślą, że jeśli spotka ich tragedia w życiu, nie mają już prawa być szczęśliwymi. Czasem myślą o najgorszym rozwiązaniu, czasem o tym, że nie mają prawa do cieszenia się już życiem. A w gruncie rzeczy my mało kiedy mamy wpływ na to co się dzieje, nie możemy przewidzieć swojego scenariusza i nad nim zapanować. Bywa, że spotyka nas coś strasznego, ale my nie jesteśmy temu winni. Musimy nauczyć się akceptować to co wydaje się nieakceptowane. Każdy z nas pomimo wszystko ma prawo żyć i cieszyć się tym życiem.

Można próbować zapomnieć, nakładać na traumatyczne przeżycia kolejne warstwy ziemi i kamieni, uważać sprawę za zamkniętą, definitywnie zamurowaną, ale wystarczy małe pęknięcie, jedno słowo i wszystko wraca jak bumerang.

Miłość ma wiele oblicz. I tutaj zostały one właśnie ukazane. Miłość rodzicielska, miłość partnerska. Czasem ludzi łączy coś niezwykłego. Tylko jak wiele są w stanie poświęcić w imię tej miłości? Czasem jeśli naprawdę kochamy, musimy pozwolić odejść tej drugiej osobie, nawet jeśli to boli.

Dwie kobiety to historia, która porusza do głębi i od której nie sposób się oderwać. Historia jest niczym rzeczywista, a my odnosimy wrażenie, że dzieje się tuż obok nas. Ludzkie tragedie często nas załamują, ale jednocześnie pozwalają nam stać się silniejszymi i odporniejszymi. Polecam, koniecznie przeczytajcie!


Za możliwość przeczytania, zrecenzowania i patronowania serdecznie dziękuję






sobota, maja 25, 2019

Wywiad - Meg Adams

Wywiad - Meg Adams

Serdecznie zapraszam na wywiad z debiutującą dzisiaj  Meg Adams


Właśnie dzisiaj na rynku wydawniczym pojawia się Twój debiut literacki „Architektura uczuć”. Jak się z tym czujesz?

To jeden z piękniejszych dni w moim życiu. Cudownie jest trzymać swoje papierowe dzieciątko w dłoniach. Gdyby jeszcze rok temu ktoś powiedział mi, że tak potoczy się moje życie, nie uwierzyłabym.

Jak długo zajęło Ci napisanie książki?

Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Zaczęłam ją pisać już dawno temu, potem odłożyłam na rzecz innej historii. Korzystając ze starych fragmentów, napisałam „Architekturę uczuć” w kilka miesięcy, wliczając w to poprawki.

Co podczas pisania „Architektury uczuć” sprawiło Ci największą trudność?

Zawsze są to postacie. Chciałam, żeby David był takim facetem, o którym można powiedzieć „mój książkowy mąż”, ale też, by oboje z Oliwią byli postaciami ciekawymi, złożonymi. Czy mi się to udało, oceńcie sami. Na pewno nie najłatwiejszą kwestią są także sceny erotyczne. Nie lubię dosadnych opisów, wulgarnego słownictwa, z drugiej strony chciałam, żeby ta chemia między nimi była wyczuwalna dla czytelnika nawet, gdy nie jest to stricte opis zbliżenia. Myślę, że wyważenie tych kwestii wymaga trochę trudu.

Czy którekolwiek postacie bądź przygody w Twojej książce zostały zaczerpnięte z realnego życia?

Nie, wszystko to fikcja literacka, niemniej korzystałam oczywiście z doświadczenia z branży oraz faktu, że przez wiele lat mieszkałam w Krakowie. Mówi się, że to życie pisze najlepsze scenariusze, ja jednak wolę wymyślać fabułę sama.

Czy wydanie własnej książki, to ciężki i długotrwały proces?

W moim wypadku nie trwało to bardzo długo, ponieważ od pozytywnej wiadomości z wydawnictwa upłynęło zaledwie pół roku. Wiem, że czasem ten termin może trwać nawet ponad rok. Ciężki za to na pewno. Redakcja, poprawki to najgorszy etap, ale także bardzo pouczający. Jeżeli trafi się na takiego cudownego redaktora na jakiego ja trafiłam, to można się naprawdę wiele nauczyć. Owszem czasem ma się dość własnego tekstu, jednak późniejsze pozytywne opinie, które już otrzymuję, utwierdzają mnie w przekonaniu, że było warto i wynagradzają cały trud.

Z którym z bohaterów swojej powieści zżyłaś się najbardziej i dlaczego?

Książkę zdominował David i to chyba da się wyczuć. To mój ulubieniec, nic na to nie poradzę. Tak bardzo za nim tęskniłam po zakończeniu poprawek, że pojawia się także w opowiadaniu, które najprawdopodobniej w tym roku ukaże się w antologii grupy Ailes, z którą jestem związana. Drugą taką postacią jest przyjaciółka głównej bohaterki. Kaśka jest dokładnie moim przeciwieństwem, ma wszystkie cechy, które chciałabym mieć. Mam w planach napisanie jej historii, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Czy Twój świat od zawsze kręcił się wśród książek?

Wokół czytania, tak. Czytam od zawsze i wszystko. Miłością do książek zarazili mnie moi rodzice. Nasz dom zawsze był pełen książek z każdego gatunku. Jeżeli chodzi o pisanie, to przyznaję, bardzo długo myślałam, że jestem typowym „umysłem ścisłym”, aż nagle postawiłam pierwsze zdanie i od razu pokochałam pisanie miłością dozgonną.

Ile czasu dziennie poświęcasz na pisanie?

Bardzo różnie. Nie mam limitów, nie zmuszam się. Czasami siedzę calutki weekend przy laptopie, czasami nie mogę przez dłuższy czas napisać akapitu. Zdarza mi się wpatrywać w migający kursor i przekonywać samą siebie, że powinnam coś napisać, ale wtedy przypominam sobie, że w tym czasie mogę poczytać, obejrzeć serial albo po prostu iść spać. Nie zawsze rozsądek wygrywa z sercem, jednak uczę się odpuszczać.

Kto rozbudził w Tobie miłość do książek i jakie są ulubione książki Twojego dzieciństwa?

Tak jak wspominałam, rodzice. Najmilej wspominam „Pana samochodzika”.  Tata podsunął mi go, gdy byłam w podstawówce. W wakacje pochłonęłam wszystkie części, a potem do nich jeszcze kilka razy wracałam. Jako nastolatka zakochałam się w Tolkienie. Przeczytałam wszystko, co było dostępne w bibliotece. Ach i oczywiście „Ania z Zielonego wzgórza”.  Kochałam tego rudzielca.

O czym jest książka, której nigdy nie zapomnisz?

Jest wiele książek, które mocno zapadły mi w pamięć, jednak historia drużyny pierścienia wygrywa ze wszystkimi innymi. Nigdy nie zapomnę też pierwszej napisanej przez siebie, może nawet kiedyś do niej wrócę i wydam. To historia pięknej przyjaźni, miłości i poświęcenia.

Czy pracujesz już nad jakąś nową książką? Jeśli tak, o czym będzie i kiedy możemy się mniej więcej jej spodziewać?

Tak, pracuję nad nową powieścią, a właściwie to starą, bo skończyłam ją wcześniej niż „Architekturę uczuć”. Nie chcę na razie mówić o fabule, ale myślę, że będzie zaskakująca.  Nie wiem jeszcze, czy zostanie wydana, ale mam nadzieję, że tak i że będzie to jeszcze w tym roku. Obiecuję, że nie dam o sobie łatwo zapomnieć.

Czym jest dla Ciebie pisanie?

Życiem. Bez pisania już nie istnieję, to ogromna część mnie. Te historie, które już spisałam i te, które dopiero krążą po mojej głowie, znaczą dla mnie bardzo dużo. Pisanie było i jest dla mnie także terapią. W najgorszym momencie mojego życia pomogło mi się podnieść.

Pisarz (pisarka), który jest dla Ciebie autorytetem?

Tolkien za stworzenie niesamowitego świata, historii, która skradła moje serce od pierwszych stron i bohaterów, których kocham całym sercem.



Serdecznie dziękuję Autorce za poświęcony czas.


piątek, maja 24, 2019

Autorzy o zwierzętach - Agnieszka Opolska

Autorzy o zwierzętach - Agnieszka Opolska



Agnieszka OpolskaUkończyła socjologię na UJ. Podczas studiów próbowała swoich sił w charakterze animatorki kultury. Przez ponad 12 lat związana z Tarnowem i regionem tarnowskim, gdzie włączała się w prace lokalnych instytucji i stowarzyszeń na rzecz dzieci i młodzieży. Po studiach zamieszkała w Lille, gdzie uczęszczała do Centre D’art. Plastiques et Visuales oraz pracowała w domu dla bezdomnych Magdala. Studiowała grafikę na ASP w Krakowie. Obecnie wraz z rodziną przebywa w Wielkiej Brytanii. Prowadzi własne przedszkole. W wolnych chwilach pisze i maluje. 

Jej pierwsza książka "Anna May" wygrała ogólnopolski konkurs "Literacki Debiut Roku".



1. Czy wyobraża Pani sobie życie bez zwierząt?

Świat jest piękny w całej swej okazałości. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby nie być zwierząt.

2. Ile zwierząt miała Pani w swoim życiu?

Trochę tego było, szczególnie kiedy byłam dzieckiem. Mieliśmy z rodzeństwem świnkę morską, chomika,  dwa psy, papugę i rybki.  Aktualnie posiadam dużą ilość wolno biegających pająków.

3. Zwierzę jest dla mnie... 

...częścią świata.

4. Ludzie często uważają, że zwierzęta nie mają duszy. A jakie jest Pani zdanie na ten temat?

Dusza jest pojęciem religijnym i filozoficznym, empirycznie nie sprawdzalnym.  Wierzę jednak, że każda istota posiada w sobie energię,  którą niektórzy nazwaliby duszą.

5. Co sądzi Pani o Fundacjach ratujących zwierzęta?

Uważam, że takie fundacje zbyt mało koncentrują się na innych zwierzętach, niż psy, koty, takich, które są hodowane na rynek spożywczy. Boli mnie, jak traktowane są kury, krowy, świnie. Niewiele się mówi, o warunkach ich życia i tego w jaki sposób są zabijane. Łatwo kochać psa, trudno kochać świnię. A zwierzęta te są tak samo inteligentne z tą różnicą że świnia to kotlet, a pies to najlepszy przyjaciel…

6. Załóżmy, że jest Pani świadkiem sytuacji, w której ktoś krzywdzi zwierzę. Jak Pani reaguje?

Reaguję.

7. Pani ulubione zwierzę to?

 Lubię ptaki.

8. Jakie zwierzę według Pani byłoby najlepszym bohaterem książki?

 Wesz. Uważam że wędrująca wesz mogłaby być zabawna.

9. Mówią, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Ja zgadzam się z tym w 100 %, a Pani?

Lubię psy, nie jestem ani psiarą, ani kociarą, ja mogłabym hodować kury.

10. Jakie zwierzę według Pani jest najbardziej fotogeniczne i dlaczego?

Jezu, nie wiem. Ja lubię rysować zwierzęta, szczególnie łabędzie, dlatego uważam że pewnie są też fotogeniczne.



Serdecznie dziękuję Autorce za poświęcony mi czas.



czwartek, maja 23, 2019

"Nagranie" Małgorzata Falkowska

"Nagranie" Małgorzata Falkowska




TYTUŁ  "Nagranie"

AUTOR Małgorzata Falkowska

DATA PREMIERY 15.05.2019

WYDAWNICTWO  Kobiece

ILOŚĆ STRON 304




OCENA  4/6

OPIS





Zanim przeczytasz, upewnij się, że nie dostałeś nagrania…

Komisarz Maciej Gorczyński prowadzi trudną sprawę. W ciągu sześciu miesięcy w Toruniu zaginęło bez śladu pięciu młodych mężczyzn. Jedyną wskazówką są paczki z tajemniczymi nagraniami, które otrzymują rodziny zaginionych. Wynika z nich, że mężczyźni nie żyją.

Gorczyński wie, że ma do czynienia z seryjnym mordercą. Postanawia włączyć w sprawę zaprzyjaźnioną jasnowidz Sylwię Trojanowską, która czasami pomagała policji w trudnych przypadkach. Nietypowy duet znajduje się coraz bliżej zabójcy, który śledzi każdy ich ruch.

Nagrań przybywa, a tożsamość sprawcy wciąż pozostaje nieznana. Wkrótce wizje jasnowidz prowadzą do Fundacji LifeTrans, założonej przez jednego z profesorów Collegium Medicum.




MOJE ODCZUCIA

Czytałam już Falkowską w wersji bajki oraz romansu, teraz przyszedł czas na kryminał. Czy zatem autorce udało się mnie zaskoczyć w swojej najnowszej książce? O tym już za moment.

W Toruniu rośnie liczba zaginionych młodych mężczyzn, którzy jak się później okazuje są martwi. Seryjny morderca bez skrupułów pozbawia ich życia, biorąc coś w zamian. Sprawę śledztwa prowadzi Maciej Gorczyński, komisarz. Jednak zarówno on jak i reszta pracowników nie bardzo może odnaleźć trop zbrodniarza. Różne poszlaki prowadzą donikąd. W śledztwie pomaga Sylwia Trojanowska, jasnowidz. Co i rusz naprowadza na jakieś nowe tropy. Czy zatem uda im się w końcu odnaleźć sprawcę i powstrzymać przed następnymi zaginięciami?
 Tu nie chodziło o jedno czy dwa zaginięcia. Było ich sześć, a strach przed następnymi zdążył już ogarnąć całe miasto, którego mieszkańcy przestali ufać organom ścigania.

Cóż, muszę przyznać, że Falkowska ma dar. Dar pisania, bo czegokolwiek by nie napisała, czytelnicy chętnie będą po to sięgać. Mogłoby się wydawać, że dany pisarz specjalizuje się w większości przypadków w jednym, może dwóch rodzajach literatury. Jednak nasza autorka jest najlepszym przykładem na to, że każdy może napisać co tylko zechce. Ciekawe zatem czym następnym razem zaskoczy nas Małgorzata?

Muszę przyznać, że Nagranie mi się spodobało. Nie jest to typowy kryminał, w którym brak jakiegokolwiek humoru, wręcz przeciwnie. Autorce udało się w sprytny sposób przeprowadzić fabułę swojej książki, w której czytelnik do samego końca nie może odgadnąć kim jest morderca. Wspólnie z bohaterami, Maciejem i Sylwią odkrywamy krok po kroku nowe tropy w śledztwie, snujemy własne domysły na temat zbrodni, zastanawiamy się dlaczego ktoś ciągle porywa młodych mężczyzn.

Bohaterowie stworzeni przez autorkę zostali dobrze wykreowani. Nie są idealni, mają swoje za uszami, ale starają się zrobić wszystko, by w końcu ująć mordercę. Co ciekawsze, zapewne wielu z Was zna Sylwię Trojanowską - pisarkę, która występuje w książce. Myślę, że pod pewnymi względami bohaterka jest podobna do rzeczywistej Sylwii. Tak samo jak i ona dąży do wytyczonych sobie celów, a jej intuicja mało kiedy ją zawodzi. To ciekawe doświadczenie czytać książkę w której występują znane nam postacie, bo momentalnie my czytelnicy w tym momencie szukamy podobieństw i różnic pomiędzy nimi. Do tego akcja powieści w większości rozgrywa się w Toruniu, w którym mieszka sama autorka. To dało jej możliwość swobodnego przemieszczania się po tym mieście.

Droga do Torunia była długa, ale nie zajęła tyle czasu, aby zdążyć rozwikłać tę zagadkę, Dni uciekały, ludzie ginęli, a my wciąż byliśmy w martwym punkcie, który wyznaczył nam morderca, doskonale wiedząc, jak potoczy się śledztwo.

Małgorzata Falkowska w swoim kryminale spisała się moim zdaniem dobrze. Nagrania pozostawiane przez sprawcę, czy też listy dodają dreszczyku emocji. Książka wciąga już od pierwszych stron, napięcie rośnie z każdą kolejną przewróconą stroną. Akcja rozwija się w dość szybkim tempie, tutaj ciągle coś się dzieje, więc tekst nie nuży odbiorców.

W całość został wpleciony wątek romantyczny, który nie przykrywa całości, a jedynie nadaje książce odrobinę pikanterii. I tylko zakończenie pozostawiło we mnie niedosyt. Kompletnie się takiego rozwiązania zagadki nie spodziewałam, zostałam kompletnie zaskoczona. I ja bym tutaj widziała kontynuację powieści, no bo jak mam teraz spać spokojnie nie znając dalszych losów bohaterów?

Piękne zakończenia możliwe są tylko w książkach. Życie pisze smutne scenariusze, polegające na wyborach. I wcale nie złych czy dobrych, lecz tych nieuniknionych.

Nagranie to powieść po przeczytaniu której będziemy uważali, aby samemu nie dostać czasem owego nagrania. To historia, którą chce się czytać i przy której spędza się miło czas. Zachęcam do przeczytania.


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję Autorce oraz







Copyright © 2016 Czytaninka , Blogger