piątek, czerwca 28, 2019

Autorzy o zwierzętach - Agnieszka Lis



Agnieszka LisPisarka. Z wykształcenia pianistka i dziennikarka. Przez wiele lat handlowiec w wielkich korporacjach.


Koszalinianka. Na studia przyjechała do Warszawy, i tutaj została, a dokładniej pod Warszawą, z dala od hałasu i biegu.
Uczy muzyki, gry na fortepianie, prowadzi zajęcia "uczytelniające" dla dzieci - gdzie razem czytają, rysują i rozwijają wyobraźnię. Prowadzi warsztaty kreatywnego pisania i szkolenia pisarskie.

I, oczywiście, pisze.






1. Czy wyobraża Pani sobie życie bez zwierząt?
W życiu! Choć właściwie to jest to odpowiedź, jakiej chciałabym udzielić. Tak naprawdę – muszę to  sobie wyobrażać, przynajmniej w moim domu. Nie mogę mieć zwierząt ze względu na silną alergię domowników. Boleję nad tym, ale nie jestem w stanie tego zmienić.
Natomiast, z całą pewnością, zwierzęta to przyjaciele człowieka. Ich obecność pomaga w codzienności, zmusza do aktywności, wspomaga wyjść z różnych chorób. To fakty. Nie ma co z nimi dyskutować.
2. Ile zwierząt miała Pani w swoim życiu?
Jako dziecko miałam dwie papużki, trzy kanarki, psa. Potem rybki, i jeszcze jednego psa… i mrówki. One cały czas chcą mieszkać w moim domu ;-)
3. Zwierzę jest dla mnie…
Raczej było… Wspomniałam już, że obecnie nie mogę mieć zwierzęcia... Nawet kiedy jestem w domu, w którym mieszkają czworonogi, unikam z nimi kontaktu bojąc się, że przeniosę sierść i alergeny do własnego domu. Natomiast, jeśli jestem gdzieś daleko, gdzie nie mam tego typu obaw (na spotkaniu autorskim, kursie, etc., i po powrocie nie spotykam się od razu z domownikami) to pieszczę wszystkie dostępne psy i koty. Chyba, że mam na sobie akurat jasną elegancką sukienkę, to wtedy jednak się powstrzymuję ;-)  Zresztą, zwierzęta, ku mojemu zdumieniu koty szczególnie, często wybierają sobie moje kolana na miejsce odpoczynku ;-)
Miałam kiedyś psa, jeszcze jako nastolatka. To była suczka, która miała siedemdziesiąt trzy centymetry w kłębie, ważyła ponad czterdzieści kilogramów i zachowywała się jak malutki szczeniaczek. Właziła do mojego łóżka, czasem mnie z niego spychając, układała się na moich kolanach, gdy siedziałam w fotelu. Ot, taka „zabaweczka”. Cóż, wszystko jej właściwie było wolno. Po prostu uwielbiałam tę suczkę i bardzo, bardzo ciężko przeżyłam jej odejście.
4. Ludzie często uważają, że zwierzęta nie mają duszy. A jakie jest Pani zdanie na ten temat?
Jakie nie mają duszy? To żart?
Już święty Franciszek z Asyżu mówił o zwierzętach jako o ludzkich braciach!

5. Co sądzi Pani o fundacjach ratujących zwierzęta?
Jestem zdecydowanie za. Okrucieństwo wobec zwierząt mnie przeraża. Ktoś, kto krzywdzi zwierzę,  czyli słabszego, z całą pewnością byłby zdolny do wyrządzenia krzywdy innej słabej istocie, na przykład dziecku. To pozwolenie na okrucieństwo, a ono z definicji powinno spotkać się alienacją.
Mam jednak czasami wątpliwości, ale to może już trochę inny temat… Bo czasem ludzie, którzy stają w obronie zwierząt, nie reagują na krzywdę innych ludzi. To prawda, ludzie potrafią być okrutni, ale przecież nie wszyscy. Nie można ze względu na kilku okrutników źle nastawiać się do wszystkich ludzi… tak przynajmniej, może trochę naiwnie, sądzę. W każdym razie, ja osobiście, jeśli mam pomagać i wspomagać, to najczęściej kieruję te gesty jednak w stronę ludzi, przede wszystkim dzieci.
6. Załóżmy, że jest Pani świadkiem sytuacji, w której ktoś krzywdzi zwierzę. Jak Pani reaguje?
Na szczęście nie byłam świadkiem takiej sytuacji. Ale wyobrażam sobie, że albo zwracam uwagę, albo – jeśli agresor jest ode mnie większy, sprawniejszy, etc., chroniąc własne bezpieczeństwo, dzwonię po straż miejską lub policję. Myślę, że tacy ludzie są zdolni zrobić krzywdę każdemu – bądź dlatego, że mają agresję wdrukowaną w swoje zachowanie, bądź też dlatego, że w danej chwili mają tak podniesiony poziom adrenaliny, że są w stanie zaatakować każdego.
Choć uświadomiłam sobie, że to rozważania teoretyczne. Łagodne i grzeczne. Bo gdybym naprawdę zobaczyła, że ktoś katuje (w sensie dosłownym) zwierzę? I że zanim odpowiednie służby zareagują, nie będzie już istoty do ratowania?
Nie sądzę, żebym wtedy zastanawiała się nad własnym bezpieczeństwem.
7. Pani ulubione zwierzę to?
Owczarki niemieckie. Mam tutaj ustalony pogląd. ;-) Ale tak całkowicie to chyba nie lubię tylko karaluchów i skorków (pogryzł mnie kiedyś! Bolało... Byłam kilkulatką, a do dziś pamiętam). Pająki zawsze wystawiam na dwór, muchę wolę wygonić przez okno. Dżdżownicę na chodniku raczej ominę, choć zdarzało mi się przenieść na trawnik (tak na poważnie, to zdarzało się to na spacerach z moim synem ;-) A! Przepraszam! Zdarzało mi się jednak okrucieństwo wobec zwierząt… Komary. Odruch. Coś mnie gryzie – klepię…
8. Jakie zwierzę według Pani byłoby najlepszym bohaterem książki?
Jest przecież sporo książek o zwierzętach! Szczególnie psy są wdzięcznymi bohaterami. Czytałam też książki o karaluchach, pająkach... no dobra, niektóre były ciut makabryczne. Pies i kot, jako domownicy naszych mieszkań, znakomicie komponują się jako bohaterowie. Łatwo nam się z nimi zidentyfikować, zrozumieć lub chociaż wyobrazić ich reakcje. Ale na przykład taki słoń… Ciekawie byłoby napisać coś z perspektywy słonia…
9. Mówią, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Ja zgadzam się z tym w 100 %, a Pani?
Absolutnie! Całkowicie! Tak!
10. Jakie zwierzę według Pani jest najbardziej fotogeniczne i dlaczego?
Myślę, że takie, które kochamy. Zwierzę, jako istota czująca, oddaje nasze emocje, często jeszcze zwielokrotniając dobre uczucia. To widać – w zachowaniu, ale także i w fizis. A to przecież można dostrzec na zdjęciach. Nieważne, jakie to jest zwierzę. Jeśli jesteśmy szczęśliwi - my, jako opiekunowie, i one, jako podopieczni, będzie to zauważalne na zdjęciu. Czyli – takie zwierze okaże się fotogeniczne.



Serdecznie dziękuję Autorce za poświęcony mi czas. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad.

Copyright © 2016 Czytaninka , Blogger