poniedziałek, lutego 17, 2020

"Jeszcze się kiedyś spotkamy" Magdalena Witkiewicz




TYTUŁ  "Jeszcze się kiedyś spotkamy"

AUTOR Magdalena Witkiewicz

DATA PREMIERY 15.05.2019

WYDAWNICTWO  Filia

ILOŚĆ STRON 520




OCENA  5+/6

OPIS





Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina mieli wielkie plany i marzenia. Przeżywali pierwsze miłości i prawdziwe przyjaźnie. Nie było ważne, że ktoś ma nazwisko żydowskie, niemieckie czy polskie. Po prostu byli przyjaciółmi. Wojna zmieniła wszystko.

Wiele lat później, wnuczka Adeli poznaje historię swojej babci i jej przyjaciół. Historię, która zmienia ją na zawsze. Zaczyna wierzyć, że czasem życie trzeba brać po prostu takie, jakim jest. Nie można dopowiadać sobie czegoś, co nie istnieje.



MOJE ODCZUCIA

Jestem zauroczona tą powieścią i pełna podziwu dla autorki, że stworzyła coś tak fantastycznego. Niesamowicie zżyłam się z bohaterami tej powieści, mocno trzymając kciuki, by w końcu ich życie się ułożyło.

Czasami w życiu trzeba dokonywać wyborów. Nie jest problemem wybrać pomiędzy dobrem i złem. Największą trudnością jest wybrać między dobrem a dobrem. I to w taki sposób, by nikogo nie skrzywdzić.

Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina byli przyjaciółmi. Nie ważne, że różnili się od siebie pochodzeniem, gdyż dla nich to nie miało znaczenia. Liczyło się to, że się przyjaźnią. Rodziły się między nimi miłosne historie i tak Adela z Franciszkiem pobrali się. Ale kiedy wybuchła wojna, ich życia diametralnie się zmieniły. Franciszek i Janek wyruszyli na front niepewni tego czy jeszcze tutaj wrócą. Rachela z matką pewnego dnia po prostu zniknęła i nikt nie wiedział czemu i dlaczego. A później ich życie toczyło się własnym torem. Nie mieli łatwego życia, zresztą Magdalena Witkiewicz doskonale oddaje klimat tego co się działo podczas wojny.
Ale oprócz tego, że poznajemy losy tych przyjaciół, przenosimy się w teraźniejszość, gdzie poznajemy losy wnuczki Adeli. Jej chłopak wyjeżdża do Stanów, by zarobić na ich dom, ale jakoś nie kwapi się do tego, by szybko powrócić. Justyna wciąż jest wierna i wciąż czeka, ale czy tak naprawdę ma na co?

Muszę przyznać, że powieść wciągnęła mnie już od pierwszych stron, wprost nie mogłam jej odłożyć na bok, za bardzo byłam ciekawa jak to wszystko się skończy. Mogłabym powiedzieć, że motywem przewodnim tej powieści jest czekanie. Czekanie na miłość swego życia pomimo wszystko, pomimo upływających lat i pomimo wiecznej niepewności. Stajemy się świadkami życia kobiet, które wierzą w siłę swojej miłości i nie są w stanie iść do przodu zapominając o niej. Adela wciąż wyczekuje swojego męża, który nie wrócił z wojny, natomiast Justyna wciąż wierzy, że jej chłopak w końcu do niej wróci z zagranicy. Paradoksalne jest to, że pomimo upływu lat Adela wciąż żyje nadzieją, zapominając, że prawdziwe życie toczy się tu i teraz, że zamiast żyć chwilą obecną, ona w pewnym sensie w pełni z tego nie korzysta. Ileż można czekać? Rok, dwa, ale aż pięćdziesiąt lat?
Wszystko wskazuje na to, że Justyna powiela błędy swojej babci. Niewiarygodne, że życie naszych przodków może mieć wpływ również i na nasze.

Historia ta pokazuje różne oblicza miłości w danej chwili. Uświadamia nam, że czasem trzeba sobie rozwiać złudzenia, pozwolić sercu iść na przód, a nie stać w miejscu. Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, a czas wciąż przesuwa się do przodu. Czy warto wciąż czekać, nie mając 100% pewności, że jest na co? Czy warto poświęcać własne życie i wciąż żyć przeszłością nie ciesząc się teraźniejszością? Czasem by to zrozumieć potrzebujemy jakiegoś znaku, co w przypadku tej powieści stanowi historia Adeli. Jak widać, niekiedy losy naszych przodków mogą stać się dla nas cenną lekcją życia.

Bo życie ludzkie jest jak porcelanowe filiżanki. Kruche, delikatne. Po latach możemy spotkać się, niby jesteśmy tacy sami, a jednak rysy, którymi życie nas naznaczyło, mogą uczynić nas zupełnie innymi ludźmi. Tak jak spękania na filiżankach mogą narysować na nich zupełnie nowy wzór.

Doskonała kreacja bohaterów, którzy byli dla mnie niczym prawdziwi. Nie są przerysowani, są sobą, popełniają błędy, ale któż z nas ich nie popełnia? Emocje biją od nich na kilometry. Czytając czułam jakąś cząstkę sentymentalną, opowieści o czasach wojennych trafiały w moje serce. Mogę powiedzieć, że odbyłam sentymentalną podróż w głąb polskiej historii. No i to pierwsza książka, w której pojawił się mój Wieluń, w którym mieszkam. 

Pomimo dość sporej objętości, tę książkę pochłania się w mgnieniu oka. Kiedy pierwszy raz wzięłam ją w ręce pomyślałam sobie -sporo tych stron -, a kiedy w końcu dobrnęłam do końca stwierdziłam, że mogłoby być ich jeszcze drugie tyle.
Jak to jest, że w życiu żyjemy czasem złudzeniami? Wierzymy, że nasz ukochany choć wyjechał to wróci, nieważne, że miało to być pół roku, a przerodziło się już w dwa lata, bo my wciąż wierzymy, że wróci. Myślę, że ta powieść, może odmienić życie właśnie takich ludzi. Ludzi, którzy zamiast czerpać z życia garściami, wciąż dopowiadają sobie coś, czego w rzeczywistości nie ma. Powinniśmy umieć cieszyć się każdą chwilą, bo nigdy nie wiadomo ile nam ich pozostało.

Jeszcze się kiedyś spotkamy to niezwykła historia z niezwykłymi bohaterami, których życie nie oszczędzało. Historia o miłości i jej sile, o czekaniu oraz życiowych wyborach. Skuście się i wyruszcie w tę sentymentalną podróż, która być może odmieni wasze spojrzenie na jedną z najważniejszych kwestii – na życie. Gorąco polecam.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad.

Copyright © 2016 Czytaninka , Blogger