czwartek, lutego 28, 2019

"Walcząc z ciszą" Aly Martinez

"Walcząc z ciszą" Aly Martinez



TYTUŁ  "Walcząc z ciszą"

AUTOR Aly Martinez

DATA PREMIERY 23.01.2019

WYDAWNICTWO  NieZwykłe

ILOŚĆ STRON 325




OCENA  4+/6

OPIS






Dla większości ludzi dźwięk jest pojęciem abstrakcyjnym. Spędzamy całe życie, próbując odciąć się od szumu, żeby móc skupić się na tym, co uważamy za ważne. Ale co, jeśli jasność umysłu zostaje przypłacona zupełną ciszą i ten niewyraźny szmer w tle staje się czymś, za co oddałoby się wszystko?

Od zawsze byłem wojownikiem. Mając rodziców, którzy cudem nie trafili do więzienia, i dwóch młodszych braci, którzy niemal zostali oddani do rodzin zastępczych, zyskałem umiejętność w unikaniu ciosów, jakie zadaje życie. Dorastając, nie miałem niczego, co mógłbym nazwać swoim, ale od chwili, kiedy spotkałem Elizę Reynolds, to właśnie ona należała do mnie. Stałem się kompletnie uzależniony od niej oraz ucieczki do rzeczywistości, którą sobie nawzajem zapewnialiśmy. Przez lata spotykaliśmy się z różnymi ludźmi, ale nie było nocy, żebym nie słyszał jej głosu.

Nie zaplanowałem spotkania miłości swojego życia w wieku trzynastu lat. Tak samo jak tego, że jako dwudziestojednolatek zacznę stopniowo tracić słuch.

Ale i tak spotkały mnie obie z tych rzeczy.

A teraz prowadzę najcięższą walkę swojego życia i znalazłem się na skraju porażki. 
Walczę o swoją karierę.
Walczę z obezwładniającą ciszą. 
Walczę dla niej.



MOJE ODCZUCIA

Lubicie książki dla kobiet? Ta zdecydowanie taka właśnie jest.

Till i Eliza znają się praktycznie większość swojego życia. Każdego dnia spotykają się wieczorami, jednak on w szkole udaje, że jej nie zna. Ona nie może tego pojąć, ale i tak go uwielbia. Rodzi się między nimi przepiękna przyjaźń. Tylko czy sama przyjaźń im wystarczy, kiedy zarówno u jednego i drugiego skrywają się również i emocje? Oboje nie mają łatwego dzieciństwa, ich rodzice się nimi nie interesują. Są pozostawieni sami sobie i dlatego tak bardzo jedno ciągnie do drugiego. Są biedni, nie mają forsy jak lodu, ale mają ogromne serca. Eliza nie ma rodzeństwa, natomiast Till ma dwóch młodszych braci, którymi pewnego dnia będzie musiał się zaopiekować.

Patrząc na okładkę książki, można by sobie pomyśleć, że książka będzie opowiadała o bokserze i większość fabuły toczyć się będzie na ringu. Ale nic bardziej mylnego. Dostajemy od autorki opowieść o dwójce młodych, zakochanych w sobie, choć nie umiejących się do tego przyznać bohaterach i ich dorastaniu. Ona stara się żyć w rzeczywistości, natomiast on częściej przebywa w świecie fantazji. Nie mają łatwo w życiu, ale jakoś starają się temu zaradzić. Jedno na drugie zawsze może liczyć bez względu na wszystko.

Pokochałam Tilla od samego początku. To taki słodki chłopiec, który momentami nie potrafił się odnaleźć w rzeczywistym świecie, a jednak zawsze był troskliwy i opiekuńczy. Nigdy nie liczył się ze sobą, tylko na pierwszym miejscu stawiał tych, których kochał. Zakochał się w Elizie od pierwszego wejrzenia, lecz nie potrafił zmierzyć się z tym, żeby stworzyć z nią prawdziwy związek. Lepiej się czuł w sferze przyjaźni, chociaż dawno tę granicę przekroczyli. W pewnym momencie swojego życia odkrywa, iż z jego słuchem coś jest nie tak. Od tego czasu nic nie jest już takie same.

Eliza to słodka dziewczyna, która pomimo swojego ubogiego życia, twardo stawiała sobie cele i dążyła do ich realizacji. Czułam do niej niesamowitą sympatię, jej tok rozumowania niejednokrotnie mógłby przerosnąć dorosłą osobę. To niezwykle ciepła osoba, która martwiła się o wszystko w koło. Zawsze wspierała swojego przyjaciela, bo w gruncie rzeczy miała tylko jego.

Aly Martinez stworzyła niezwykła historię, która jest przepełniona ogromem emocji. Ukazuje nam losy dwójki bohaterów, którzy w życiu ciągle mieli pod górkę. Żyli w biedzie, ledwo wiązali koniec z końcem, ale za to, nigdy nie zabrakło w nich miłości. Pomimo tego, że tak naprawdę nie mieli nic, potrafili cieszyć się sobą nawzajem.

Wyobraźcie sobie, że nagle pewnego dnia Wasz słuch się pogarsza, albo znika praktycznie w całości. Każdego dnia słyszeliście tysiące dźwięków, a tu nagle przychodzi Wam się zmierzyć z zupełną ciszą. Bolesne doświadczenie, prawda? Till się o tym przekonał. Ale tutaj nie chodzi o to, aby w trudnych momentach się poddawać, tylko walczyć za wszelką cenę. To właśnie chciała nam ukazać autorka i myślę, że jej się to udało. Niezależnie od tego co los dla nas przygotował, my zawsze powinniśmy umieć stawiać temu czoła. Najgorzej jeśli człowiek się podda, straci wolę walki, podda się. Nie ważne co by się działo, my zawsze mamy dla kogo żyć.

Nie widziałam, czy z jego oczu płyną łzy, ale jego ciało ulegało wyniszczeniu. Nie przyznałby się do tego, lecz wydawało mi się, że to nie przez smutek, tylko przez strach. Byłam bezsilna, ale trzymałam go najmocniej jak mogłam i szeptałam słowa otuchy, choć nigdy miał ich nie usłyszeć… Kierowałam je do siebie.

Ta książka jest przesiąknięta emocjami, zdarzyło mi się nawet uronić łezkę podczas czytania. Bywały momenty, że miałam ochotę porządnie potrząsnąć którymś z bohaterów, by się opamiętał. Ale tak naprawdę w głębi serca mocno kibicowałam, by im się udało.
Nie pomyślcie sobie, że to słodka i lukrowana historia o pięknej miłości. Owszem, jest miłość, do której bohaterowie musieli dorosnąć, ale to przede wszystkim zmagania z rzeczywistością, która dla bohaterów nie była łatwa i prosta, lecz skomplikowana. To walka o odzyskanie samego siebie i walka o lepszą przyszłość.
Książka opowiedziana z perspektywy jej i jego, dzięki czemu lepiej rozumiemy to co się dzieje i dlaczego tak się dzieje.

Walcząc z ciszą jest wciągająca, intrygująca i zaskakująca. Jej bohaterowie są warci uwagi, a historia sama w sobie uświadamia nam, że zawsze warto walczyć o lepsze jutro i o samego siebie. Zachęcam, abyście przeczytali.


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję



środa, lutego 27, 2019

"Wyznanie" Jo Spain

"Wyznanie" Jo Spain



TYTUŁ  "Wyznanie"

AUTOR Jo Spain

DATA PREMIERY 20.10.2018

WYDAWNICTWO  RM

ILOŚĆ STRON 440




OCENA  5/6

OPIS





Na komisariat zgłasza się JP. Przyznaje się do włamania i pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Nie potrafi jednak wyjaśnić, co nim kierowało, ani podać tożsamości ofiary. Świadkiem zajścia była piękna żona zamordowanego, Julia. Dlaczego jednak nie próbowała udzielić mężowi pomocy? Dlaczego wezwała pogotowie ze znacznym opóźnieniem? Jej podejrzane zachowanie każe się zastanowić, czy miała powód, by pragnąć śmierci swojego męża. Cała sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że list osób, które życzyły milionerowi jak najgorzej, jest alarmująco długa.

WYZNANIE to porywający thriller psychologiczny, od którego nie pozwalają się oderwać niepokojące pytania: Kto naprawdę jest winny? Co kierowało oprawcą, kiedy na komisariacie przyznawał się do zbrodni? Poczucie winy? A może był to strategiczny ruch w śmiertelnej rozgrywce?




MOJE ODCZUCIA

Wyobraźcie sobie, że spędzacie czas w domu wspólnie z małżonkiem. Nagle wchodzi ktoś obcy do Waszego domu i zaczyna katować męża. A wy zamiast zareagować, siedzicie w miejscu i tylko patrzycie. Czy właśnie w taki sposób powinniście się zachować? Czy nie właściwszym byłoby rzucenie się na ratunek ukochanemu? Czy to wszystko nie jest podejrzane? Nasza bohaterka Julia nie robi nic. Siedzi i patrzy, a kiedy oprawca wychodzi ona zamiast najpierw wezwać pomoc idzie się przebrać i wziąć prysznic.
Na komisariat zgłasza się JP, mężczyzna który jest zakrwawiony i twierdzi, że zabił jakiegoś człowieka. Nie wie jednak dlaczego to zrobił.
Jedno wydarzenie łączy się z drugim. Czy zatem Julia i JP się znają? Czy razem zaplanowali napaść na jej męża? O co w tym wszystkim chodzi?

Julia to mężatka, która wiedzie życie u boku bogatego męża. Nie jest jednak szczęśliwa w swoim związku, a wręcz bym powiedziała, że się w nim dusi. Co z tego, że niczego jej nie brakuje skoro czuje się samotna.

Harry jej mąż to istny drań, którego nie polubiłam. Pracuje jako bankowiec, ale nie jest szczery i lojalny w swoich działaniach. Lista osób, które najchętniej wyrządziłyby mu krzywdę, wydłuża się z każdym dniem. Zostaje przedstawiony jako ofiara, ale z czasem sam staje się też i sprawcą. Czy zatem wygra dobra czy też zła strona jego twarzy?

Historię poznajemy z punktu widzenia Julii oraz JP. Im dalej brniemy w powieść, tym więcej istotnych szczegółów o ich życiu się dowiadujemy. Do tego pojawia się również trzecia narracja prowadzona przez agentkę Moody, która prowadzi dochodzenie mające wyjaśnić co tutaj tak właściwie się stało. Dzięki trzyosobowej narracji mamy lepszą możliwość poznania danych bohaterów i motywów ich działania. Z zapartym tchem śledzimy to co się dzieje. I choć akcja nie rozgrywa się jakoś specjalnie błyskawicznie to w tym przypadku mi to nie przeszkadzało. Powieść intryguje, zmusza nas do prowadzenia własnych dochodzeń, które w końcowej fazie książki zbijają nas z nóg. Doskonała kreacja bohaterów i zagłębienie się w ich psychikę. Doskonale widać ogrom pracy włożony w napisanie tejże powieści.
Mówią, że jeśli w dzieciństwie wali ci się na głowę gówno, masz żywsze wspomnienia. To prawda.

Nie ma co ukrywać, iż światem rządzi pieniądz. Tam gdzie są pieniądze, są też i brudne zatajone sprawy, które nigdy miały nie ujrzeć światła dziennego. Ludzie żyjący w tym świecie są pozbawieni wszelkich skrupułów, nawet wobec swoich najbliższych. Nie liczą się z ich uczuciami, manipulują i kręcą na każdym kroku. Czy zatem jest możliwa miłość w związku, w którym to pieniądz stoi na pierwszym miejscu? Czy warto związać się z kimś tylko i wyłącznie dlatego, że ma kupę forsy i może nas obdarować luksusami o jakich nigdy nie śniliśmy? Miłość potrafi być ślepa, potrafi ranić a nawet i niszczyć. Tylko czasem uświadamiamy sobie to zbyt późno. W tej powieści poznajemy ten bogaty świat z dwóch różnych punktów widzenia. Autorka nie szczędzi nam emocji, są one odczuwalne niemalże na łamach całej powieści.

Każdego dnia na świecie ludzie borykają się z podobnymi problemami. Ta książka ukazuje „uroki” życia w bogactwie, problemy z alkoholizmem i uzależnieniami, ale także codzienność bohaterów i ich marzenia. Gwarantuję wam, że nie będziecie mogli się oderwać od tej powieści.

Wyznanie to wciągający od pierwszych do ostatnich stron thriller psychologiczny z świetnie wykreowanymi bohaterami i ciekawą fabułą. I chodź książka zmusza do próbowania rozwiązywania tych wszystkich zagadek i tajemnic, to wierzcie mi, że nie będziecie w stanie tego rozwikłać, gdyż książka nie jest przewidywalna w żadnym calu. Koniecznie musicie przeczytać. Polecam.


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję



wtorek, lutego 26, 2019

Wywiad - Magdalena Kołosowska

Wywiad - Magdalena Kołosowska

Serdecznie zapraszam na wywiad z Magdaleną Kołosowską



Jak to się stało, że zaczęłaś pisać książki?


Och, to właściwie było konsekwencją tego, jaka byłam, jakie były moje zainteresowania i co robiłam jako dziecko. Właściwie od kiedy pamiętam, zawsze miałam głowę pełną pomysłów, wymyślałam przeróżne historie, zabawy, w które angażowałam młodszego brata. Z czasem zaczęłam te historie spisywać. Początkowo były to krótkie opowiadania, w miarę  upływu czasu wydłużały się, pojawiały się nowe wątki. Wydawało mi się, że tak właśnie wygląda dzieciństwo, że każda z moich koleżanek ma w domu tak samo pozapisywane zeszyty jak ja, chciałam się z nimi dzielić doświadczeniami, pomysłami  i jakież było moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że wcale tak nie było. Że tak naprawdę to, co ja robiłam, było wyjątkowe. 
Nie potrafię więc wskazać konkretnej daty albo wydarzenia, jako początku, kiedy zaczęłam pisać. Pisałam od zawsze a pisanie ewoluowało wraz z upływem czasu. Raz dawało o sobie znać bardziej dobitnie by zaraz usiąść cicho i pozwolić toczyć się życiu. Przełomem na pewno było wydanie pierwszej książki. To wtedy połknęłam bakcyla na dobre i już wiedziałam, że pisanie kocham zbyt mocno, by nic z nim dalej nie robić.  

Na swoim koncie masz wydanych 6 książek. Która z nich jest Ci najbliższa i dlaczego?

Och, to zupełnie jakbyś mnie zapytała, które dziecko kocham bardziej.  Każdą kocham równie mocno i jest mi bliska, każda powstawała w różnym okresie mojego życia, wiążą się z nią inne wspomnienia. W tej chwili, co zrozumiałe, najbliższa jest mi Kinga, czyli „Słońce za horyzontem”. Pępowina dopiero co została przecięta i dziecko wyruszyło na podbój świata, ale to chwilowe, niedługo pojawi się kolejna i o nią będę się troszczyć równie mocno.

Łatwiej pisze Ci się powieści jednotomowe czy sagi?

Dotychczas pisałam jednotomówki. Historia toczyła się poprzez kilkaset stron i kończyła się wraz z ostatnim zdaniem. Niejednokrotnie kusiło mnie by napisać dalszy ciąg, ale w końcu stwierdzałam, że takie odgrzewane kotlety nie są niczym dobrym.
„Lepsze jutro” jest moim pierwszym cyklem. Zaplanowaną trzytomową serią.  Tylko że nie jest to zwykła seria. Owszem, każdy tom łączą bohaterowie, wspólna historia, ale tak naprawdę to trzy osobne powieści, których akcja koncentruje się na różnych wydarzeniach i innych bohaterkach. Jest też opowiedziana z punktu widzenia innej osoby, więc i ich pisanie nie różni się od pisania zwykłych jednotomówek. 
Jednotomówki pisze się według mnie trudniej, ponieważ za każdym razem trzeba opowiedzieć Czytelnikowi nową historię i zachęcić go, by zechciał ją poznać. Przy sagach jest o tyle bezpieczniej, ze Czytelnik przyzwyczaja się do bohaterów i mniej więcej wie czego oczekiwać. Nie znaczy to jednak wcale, że jestem przeciwniczką sag.  Być może kiedyś wpadnę na pomysł napisania historii, która będzie wielotomową opowieścią, różniąca się od „Lepszego jutra”. Póki co kolejne opowieści zamykam w jednym tomie.

Piszesz o kobietach i dla kobiet, a myślałaś może, żeby napisać kiedyś dla mężczyzn?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale nie mam takich pokus! Nawet nie mam pomysłu, o czym miałaby taka „męska” książka traktować. Jak już powiedział John Gray w swojej książce „Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus”, więc póki co zamierzam na tej swojej planecie pozostać.

 Czy pisząc powieść pracujesz według jakiegoś określonego planu czy wszystko powstaje pod wpływem chwili?

Przyznaję się, nigdy nie mam konspektu! Pokusiłam się o napisanie go jeden raz, kilka lat temu, gdy zaczynałam pracę nad „Słońcem za horyzontem”. Zrobiłam wówczas krótką charakterystykę Kingi i Karola, na dodatek jej nie ukończyłam. Przed premierą książki znalazłam ją wśród plików i stwierdzam, że  zrealizowałam cele w stu procentach. Ale to był jeden raz, wyjątek.
Kiedy pojawia się pomysł napisania jakiejś historii, gdy wiem, kto będzie bohaterką, piszę  sukcesywnie w miarę rozwijania się akcji. Nigdy nie jestem pewna, czy wątek, który na początku miał być pobocznym, nie stanie się wiodącym. Żartuję często, że moi bohaterowie są tak nieprzewidywalni, że wciąż mnie zaskakują. Poza tym lubię wolność, nie wyobrażam sobie pisania według jakiegoś z góry ustalonego planu.

„Słońce za horyzontem” to Twoje najmłodsze „dziecko”. Jak długo powstawała ta powieść?

Samej powieści nie pisałam długo, natomiast sporo czasu upłynęło od jej napisania do wydania. Wciąż nie byłam przekonana, ze to ten moment, zawsze miałam jakieś uwagi, coś poprawiałam. I nie chodziło o zakończenie :) To od początku było właśnie takie, ale sporo dopisałam.  Cieszę się,  że nie wydałam jej wcześniej. Teraz wszystko jest na swoim miejscu.

Czy w Twojej najnowszej powieści jesteś w stanie utożsamić się z którymś z bohaterów?

„Słońce za horyzontem” jest  moją pierwszą powieścią, w której nie ma bohatera/bohaterki, która byłaby do mnie podobna. Dotąd zawsze powtarzałam, że bohaterowie moich historii, zwłaszcza kobiety, mają w sobie jakąś część mnie, czy to cechy zewnętrzne czy też charakteru. W tym wypadku tak nie jest, co sama zauważam z niemałym zaskoczeniem :)

W swoich książkach poruszasz ważne problemy. Myślisz, że dzięki temu niektórym czytelnikom otworzą się oczy na pewne sprawy w swoim własnym życiu?

Opowiadając konkretną historię nie zastanawiam się, jaki wpływ będzie ona miała na Czytelnika. Wszystkie wydarzenia i postaci są fikcyjne a to, co się w książkach wydarza, to dzieło mojej wyobraźni. Jestem jednak świadoma, że w prawdziwym życiu nic nie jest fantastyczne, beztroskie i wolne od problemów. Fascynuje mnie człowiek, jednostka, która zostaje poddana próbie, znajduje się w nowej, nieoczekiwanej sytuacji i musi się w niej odnaleźć. Z satysfakcją patrzę na to, w jaki sposób mierzy się z codziennością.
Nie potrafię pisać inaczej, dlatego ogromnie cieszy mnie, że mój styl zyskuje zwolenników. Bardzo często w recenzjach czytam o tym, że „to prawdziwe życie i realni bohaterowie”. A wiadomo przecież, że życie to nie tylko szczęście i powodzenie ale również problemy. I jeśli po lekturze moich książek ktoś na chwilę przystanie i zastanowi się nad swoim życiem, to bardzo mnie to cieszy. Być może w moich książkach znajdują odzwierciedlenie swojej sytuacji? Może moje historie dają nadzieję?  Po wydaniu „Dlatego mnie kochasz” odzywało się do mnie wiele kobiet, które żyły lub wyszły z toksycznego związku. To było niesamowite, kiedy czytałam wiadomości typu „ta książka pomogła mi przejść przez najtrudniejszy okres w życiu”. Ale takie reakcje nie są planowane, one po prostu wynikają po lekturze a ja nigdy nie wiem, w jaki sposób zostanie przyjęta kolejna opowieść.

Kiedy i czego możemy spodziewać się w najbliższym czasie?

Mam nadzieję, że jeszcze przed wakacjami w księgarniach pojawi się drugi tom „Lepszego jutra” zatytułowany „Pod niebieskim księżycem”. Zgodnie z zapowiedziami będzie to historia Karoliny.
Poza tym pracuję nad  trzecim tomem, historią Kamili pod tytułem „Za ostatnią gwiazdą”. Jest to część, która jest dla mnie najtrudniejsza do napisania, wymagająca. Poświęcam jej dużo czasu i mnóstwo energii. Oprócz Kamili zajmuję się również nowymi historiami, wplatam nowe wątki. Mam nadzieję, że uda mi się niedługo zaskoczyć Czytelników.

Podobno jesteś niepoprawną gadułą. Czy spotkałaś w swoim życiu kogoś, kto zdołał przegadać Twoje „gadulstwo”?

Hahahaha, tak, moja młodsza córka! Obie jesteśmy wodniczkami, mamy urodziny w odstępie dwóch dni i w związku z tym jesteśmy niesamowicie do siebie podobne.
A poważnie, moje gadulstwo nie polega na tym, że nie pozwalam nikomu dojść do głosu, bardzo często spotykam osoby, które mnie „przegadują” :) Z rozmów z innymi czerpię inspiracje, potrafię słuchać i kiedy trzeba nie odzywać się wcale. Kiedy jednak są ku temu odpowiednie warunki, właściwy temat, osoba i nić porozumienia, wówczas rzeczywiście się rozkręcam :) 

Kim na co dzień jest Magdalena Kołosowska?

Matką. Żoną. Kobietą. Pracuję, spotykam się z ludźmi, mam cały dzień wypełniony obowiązkami, dopiero wieczorami mogę pozwolić sobie na chwilę dla siebie i wówczas piszę.

 „Z wykształcenia ekonomistka, po godzinach oddająca się swoim pasjom: czytaniu, fotografii, gotowaniu, oraz przede wszystkim pisaniu”, która z tych pasji sprawia Ci najwięcej radości?

Każda z tych pasji jest inna, angażuje mnie w zupełnie inny sposób i sprawia mi radość. Czytanie wzbogaca mnie wewnętrznie, gotowanie sprawia przyjemność zarówno mi, jak i moim bliskim. Fotografie uwielbiam i żałuję, że nie mam wystarczająco dużo czasu, aby móc się jej bardziej poświęcić. A pisanie... no cóż, z tych wymienionych pasji to właśnie ta dzierży palmę pierwszeństwa, jej poświęcam się niemal całkowicie. Uwielbiam wymyślać nowe historie, kocham swoich bohaterów. Ogromną przyjemność sprawiają mi rozmowy z Czytelnikami. Po prostu kocham to całym sercem.

Gdybyś mogła zostać główną bohaterką czyjejś książki. Kim chciałabyś być i jaka to by była książka?

Hmm, takie pytanie pada po raz pierwszy, dziękuję. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale jeśli już miałabym wybrać... Chętnie znalazłabym się w książce Jodi Picoult. Uwielbiam jej książki, niejednoznaczne, zmuszające do zatrzymania się, zastanowienia. Tam nie ma słodkości i nic nie jest posypane lukrem, są za to ważne pytania i próba odpowiedzi na nie.
Z tego samego powodu  chętnie znalazłabym się w powieści Małgorzaty Wardy. Kocham jej sposób pisania. A kim chciałabym być? Gdybym znalazła się w tych książkach, nieważne byłoby kim bym była, wierzę że Autorki zadbałyby o odpowiednią oprawę.



Serdecznie dziękuję Autorce za poświęcony czas. 




piątek, lutego 22, 2019

"Stajnia pod lasem" Elżbieta Pragłowska [PRZEDPREMIEROWO]

"Stajnia pod lasem" Elżbieta Pragłowska [PRZEDPREMIEROWO]



TYTUŁ  "Stajnia pod lasem"

AUTOR Elżbieta Pragłowska

DATA PREMIERY marzec 2019

WYDAWNICTWO  Novae Res

ILOŚĆ STRON 183




OCENA  2/6

OPIS





Rzuć wszystko i załóż stajnię

Winston Churchill twierdził, że żadnej godziny życia nie można uznać za zmarnowaną, jeśli spędziło się ją w siodle. Ta maksyma przez wiele lat była dla Ewy drogowskazem – zawsze i wszędzie towarzyszyły jej konie. Po powrocie z Londynu kobieta w końcu postanawia spełnić swoje największe marzenie i otworzyć własną stajnię. Ale nagle los przestaje być jej przychylny. Małżeństwo Ewy się rozpada, sytuacja finansowa z dnia na dzień się pogarsza, a prowadzenie pensjonatu dla koni zaczyna ją przerastać. Wielka pasja lada chwila może zmienić się w wielką udrękę… Chyba, że pojawi się ktoś, kto pomoże jej wyjść na prostą i sprawi, że tytułowa stajnia pod lasem stanie się oazą szczęścia.



MOJE ODCZUCIA

Kiedy wśród zapowiedzi książkowych zobaczyłam Stajnię pod lasem od razu wiedziałam, że będę chciała przeczytać tę książkę. Jako zagorzała miłośniczka koni od urodzenia nie mogłabym przegapić takiej książki. Czy jej zawartość zrobiła na mnie wrażenie? Czy zostałam oczarowana niebywałą fabułą z końmi w tle?

Ewa po powrocie z Londynu otwiera własną stajnię, czyli spełnia jedno ze swoich największych marzeń. W międzyczasie jej małżeństwo się rozpada – ona mieszka wśród koni, on z dala od tego miejsca. Prowadzenie własnej stajni wcale nie okazuje się takim łatwym zadaniem, jakby mogło jej się wydawać. Do tego niefortunne zdarzenia w jej stajni zaczynają psuć opinię temu miejscu. Czy zatem Ewa wytrwa i zdoła pokonać kryzys?

Muszę przyznać, że kiedy sięgałam po tę niepozorną książeczkę liczyłam na jakąś wciągającą, pełną emocji opowieść, w której konie będą odgrywały ważną rolę. I owszem, konie były na pierwszym planie, jednak historia opowiedziana przez autorkę zupełnie do mnie nie przemówiła, a nawet mogłabym powiedzieć, że mnie rozczarowała. W książce brak jakichkolwiek emocji, niektóre frazy nie miały sensu i nie łączyły się w całość. Historia została opowiedziana bez jakiegoś większego polotu. Bohaterowie są mało wyraziści, nie przyciągają jakiejś większej naszej uwagi. Ewa to postać, której brak jakiś większych ambicji. Niby wraca do kraju, by spełniać swoje marzenia, a kiedy przychodzi kryzys jej marzenie ulatnia się niczym bańka mydlana. Serio? Czy człowiek, który o czymś marzy, poddaje się przy pierwszej lepszej okazji? Czy może marzenia nie powinno spełniać się za wszelką cenę? Czy ktoś powiedział, że wszystko przyjdzie łatwo bez jakichkolwiek przeszkód? Jest ona postacią niezdecydowaną, sama nie wie czego chce od życia i otaczających ją osób.

Od najmłodszych lat kochała konie, uwielbiała ich zapach, nawet zapach obornika dobrze się jej kojarzył, przywoływał miłe wspomnienia. Z wiekiem coraz mniej lubiła jazdę konną, a coraz bardziej przebywanie z tymi wspaniałymi zwierzętami.

Ludziom czasem wydaje się, że są w stanie osiągnąć wszystko po najmniejszej linii oporu. Założyć własną stajnię może samo w sobie nie jest aż tak trudne, ale problem pojawia się, kiedy nagle uświadamiamy sobie, że jej utrzymanie wcale nie jest takim prostym zadaniem. To co na obrazu wygląda pięknie i przyjemnie, w rzeczywistości wcale takie nie musi być.

Pomysł na fabułę niezbyt ambitny, wątki mało rozbudowane, a do tego wszystkiego książka jest przewidywalna. Zabrakło jakiegoś elementu zaskoczenia, intrygujących postaci czy też przeżywania wszystkiego na własnej skórze. I jeszcze to co mnie najbardziej zniechęciło do tej powieści to fraza łaciaty koń. Naprawdę, osoba która podejmuje się tematyki końskiej w swojej powieści pisze, że koń jest łaciaty? Łaciata to może być krowa, a koń co najwyżej srokaty. Może jestem uprzedzona na tym punkcie, ale jako absolwentka technikum hodowli koni, zastanawiam się, jakby zareagował mój profesor od hodowli i użytkowania koni  gdybym mu powiedziała, że koń jest maści łaciatej. Chyba wolę sobie tego nie wyobrażać…

Koń był młody, ale doświadczony, łaciaty wałach, bardzo spokojny, przyzwyczajony do ruchu ulicznego i przyuczony do chodzenia w zaprzęgu.

Strasznie mi przykro, że nie mogę napisać nic dobrego o tej książce. Ale w swoich opiniach zawsze stawiam na szczerość, choć może nie wszystkim się to podoba. No dobrze, jedyne co było dobre w tej powieści to obecność koni.

Niestety ten debiut do mnie nie przemawia. Liczyłam na jakąś ciekawą opowieść, a tymczasem otrzymałam książkę pozbawioną wszelkich emocji i wciągającej fabuły.

Stajnia pod lasem to historia, którą łatwo można przewidzieć. Bohaterowie bez wyrazu, fabuła mało wciągająca, tak naprawdę ta historia nic nie wniosła do mojego czytelniczego życia. Być może wy będziecie mieli inne zdanie, ale o tym będziecie musieli przekonać się sami.


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję



piątek, lutego 22, 2019

Autorzy o zwierzętach - Anna Sakowicz

Autorzy o zwierzętach - Anna Sakowicz


Anna Sakowicz – absolwentka filologii polskiej, filozofii i edukacji filozoficznej na Uniwersytecie Szczecińskim oraz edytorstwa współczesnego na Uniwersytecie im. kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Uwielbia wędrówki po meandrach literatury, czarny humor oraz zabawę konwencją literacką. Mieszka w Starogardzie Gdańskim. Publikowała artykuły w prasie pedagogicznej. Prowadzi dwa blogi: www.kuradomowa.blogujaca.pl i www.anna-sakowicz.blog.pl. Jeden z jej postów został nagrodzony w konkursie przez Onet.pl i Ambasadę Szwajcarii.





 1. Czy wyobraża Pani sobie życie bez zwierząt?

Absolutnie nie! W moim domu zawsze były zwierzęta. Moi rodzice kochali psy, a więc naturalne, że musieliśmy mieć pieska. Naszym najukochańszym pupilem był kundelek Kropka. Suczka żyła 18 lat, po niej były też inne psy, później nawet koty, były świnki morskie, chomiki, papużki i rybki akwariowe. Zawsze więc otaczały nas zwierzęta. Myślę, że one czyniły nasze życie lepszym i pełniejszym. Może sami też stawaliśmy się bardziej ludzcy?

2. Ile zwierząt miała Pani w swoim życiu?

Bardzo dużo. Były psy: Kropka (żyła 18 lat), jej synek Dżeki (niestety piesek nie dożył roku, został otruty), potem Saba, Diana, Hera i koty: Ramzes i Szczęściarz. Jako dorosła osoba miałam najukochańszego kota Nutusia. Był ze mną i moją rodziną 13 lat, odszedł w styczniu tego roku. Bardzo nam go brakuje. A dziś próbują go zastąpić dwa kociaki: Ośka i Pepe.



3. Zwierzę jest dla mnie…

... członkiem rodziny.

4. Ludzie często uważają, że zwierzęta nie mają duszy. A jakie jest Pani zdanie na ten temat?

Nie wiem dokładnie, jak zdefiniować duszę. Jeżeli jednak będziemy myśleć o niej w kontekście religijnym, to na pewno zwierzęta ją mają. Bóg nie stworzyłby istot bez duszy. W zwierzęta, tak jak w ludzi, tchnął swoją boskość i tej definicji duszy bym się trzymała. Chociaż jak spojrzymy na człowieka, to czasami chyba rodzą się wątpliwości. Według mnie częściej człowiek jest bez duszy niż zwierzę.

5. Co sądzi Pani o Fundacjach ratujących zwierzęta?

Popieram całym sercem. Nasze dwa kociaki, które są obecnie z moją rodziną, żyją właśnie dzięki pomocy ludziom z fundacji. Ośka została uratowana przez OTOZ Animals i trafiła do schroniska w Starogardzie Gdański, a Pepe trafił do nas z Fundacji Marzenia Niechcianych Zwierząt w Bartoszycach. Gdyby nie pomoc ludzi dobrej woli, być może oba kociaki już by nie żyły. Zresztą jestem zwolenniczką brania zwierząt właśnie z tego typu miejsc. Sprzeciwiam się kupowaniu zwierząt z hodowli.



6. Załóżmy, że jest Pani świadkiem sytuacji, w której ktoś krzywdzi zwierzę. Jak Pani reaguje?

„Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono” – celowo cytuję Szymborską, ponieważ nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć, jak się zachowa w różnych sytuacjach. Mogę oczywiście odpowiedzieć, że ruszę na ratunek, że nie pozwolę krzywdzić zwierząt, jak i innych ludzi, ale naprawdę nie umiem przewidzieć, jak zachowam się w konkretnej sytuacji.

7. Pani ulubione zwierzę to?

Obecnie moje ulubione zwierzę to zdecydowanie kot. Nie wyobrażam sobie życia bez kotów. To niezwykłe zwierzęta.



8. Jakie zwierzę według Pani byłoby najlepszym bohaterem książki?

Bohaterem książki może być każde zwierzę. Nie ma lepszych i gorszych. Wszystko zależy od wyobraźni i od tego, co chcemy przekazać. Doskonale sprawdzi się szczur czy żaba, jak i kot czy pies.

9. Mówią, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Ja zgadzam się z tym w 100 %, a Pani?

Jasne, że się zgadzam, choć przez ostatnie lata przyjaźnię się z kotami, więc teraz pewnie je bym postawiła na pierwszym miejscu.

10. Jakie zwierzę według Pani jest najbardziej fotogeniczne i dlaczego?

I tu pewnie koty wygrywają, bo chyba najwięcej zdjęć i filmików w necie jest właśnie z nimi nie bez powodu. Oczy kota, wyraz jego pyszczka, futerko, „mimika”… To wszystko czyni je niezwykle fotogenicznymi. Jednym spojrzeniem są w stanie przejąć władzę nad ludzkim sercem.



Serdecznie dziękuję Autorce za poświęcony mi czas.



czwartek, lutego 21, 2019

"Prawdy i tajemnice" Sylwia Trojanowska [PRZEDPREMIEROWO]

"Prawdy i tajemnice" Sylwia Trojanowska [PRZEDPREMIEROWO]



TYTUŁ  "Prawdy i tajemnice"

AUTOR Sylwia Trojanowska

DATA PREMIERY 27.02.2019

WYDAWNICTWO  Czwarta Strona

ILOŚĆ STRON 328




OCENA  6/6

OPIS





Chociaż Magdalena godzinami wsłuchiwała się w opowieści dziadka, jego przeszłość wciąż skrywa tajemnice. We wspomnieniach Ludwika z lat wojny nie brakuje skomplikowanej miłości, strachu i cierpienia. Gdy Magdalena odkrywa niezwykłe poświęcenie Heleny dla jej bliskich, ma wrażenie, że powrót do rodzinnych historii buduje ją na nowo. Przy dźwiękach nostalgicznej muzyki czyta listy i zapiski, które nigdy nie powinny wyjść na jaw. Próba rozliczenia się z przeszłością okaże się bolesna, bo niektórych obrazów nie da się już wymazać z pamięci, a dawno podjęte decyzje wciąż przynoszą konsekwencje. Jak prawda o dziadku wpłynie na życie Magdaleny?
Prawdy i tajemnice to krok w stronę rodzinnego pojednania. Rany, przez długie lata pełne żalu, dumy i tęsknoty, jeszcze mogą się zabliźnić.  Jeszcze jest na to czas…




MOJE ODCZUCIA

Z niecierpliwością oczekiwałam dalszych losów bohaterów. Tym bardziej, iż postać Ludwika budziła we mnie wiele pytań. Muszę wam powiedzieć, że Sylwia Trojanowska stanęła na wysokości zadania i utrzymując doskonały poziom zafundowała nam kolejną emocjonalną powieść.

Magdalena powraca do swojego dziadka Ludwika, choć on robi wszystko, aby ją do siebie zniechęcić. Ciągle uważa, iż w nim jest samo zło. Ona jednak kocha dziadka i za wszelką cenę chce poznać przeszłość, aby móc zrozumieć choć trochę o czym mówi jej dziadek. Ona jest zdeterminowana i odporna na głupie odzywki, On pod maską zlodowaciałego człowieka, skrywa pokiereszowane serce.

Ludwik Starkowski potrafił być dobry, potrafił przecież kochać. Tego była pewna. Zastanawiało ją tylko to, z jakiego powodu ciągle przekonywał ją, że jest inaczej, że drzemie w nim samo zło. Co takiego przed nią jeszcze ukrywał... Była tego ciekawa i wierzyła, że lada moment wszystkiego się dowie.

Cóż mogę powiedzieć… zaczęłam czytać i po prostu przepadłam. Żyłam losami Ludwika i Dusi i opowiadanymi przez niego historiami. Te historie w większej mierze są przepełnione smutkiem, cierpieniem. Mocno chwytają za serce nie tylko bohaterów, ale także i czytelnika. Kiedy Ludwik snuł swoje opowieści, przenosiłam się w te dawne czasy i momentami włosy jeżyły mi się na ręce. Mogę śmiało powiedzieć, że momentami czułam się jakby te historie dotyczyły moich przodków.

Opowieści dziadka były jak film, w którym zamiast aktorów występowali członkowie jej rodziny i dawni sąsiedzi. Film, który przerażał, ale i uczył. Bo był lekcją życia, najlepszą i najstraszniejszą, jaką kiedykolwiek przeżyła.

Autorka napisała doskonałą kontynuację Sekretów i kłamstw, wszystko doprecyzowała do samego końca. Tej historii się nie czyta, tą historią po prostu się żyje. Jest niezwykle klimatyczna, być może ze względu na niecodzienne opiewające boleścią historie Ludwika. One urzekły mnie tutaj najbardziej i sprawiły, iż niejednokrotnie uroniłam łezkę.

Perfekcyjna kreacja bohaterów, dzięki której mamy możliwość zagłębiania się w psychikę Ludwika, by móc choć trochę zrozumieć dlaczego twierdzi, że jest w nim samo zło. Magda to kobieta, którą można podziwiać za upór i wytrwałość. Choć momentami i mi troszkę podpadała, zwłaszcza kiedy przebywała w towarzystwie doktora.

Ludzie kierują się czasem w swoim życiu jakimś impulsem. Pojawia się on nagle, nie mamy nad nim kontroli, on podporządkowuje sobie nasz umysł, czasem prowadzi nas do złego. Życie ludzkie nie zawsze jest łatwe, przeszłość starszego pokolenia często nie ma w sobie za wiele dobrych wspomnień. Nasi przodkowie nie żyli w łatwych czasach, często musieli walczyć o siebie samych za wszelką cenę. Ale czyż życie naszych najbliższych nie jest najważniejsze? Nawet za cenę życia kogoś nam obcego?

Widać, iż Sylwia Trojanowska poświęciła całe swoje serce historii Ludwika i szczerze powiedziawszy aż boję się pomyśleć, co zastanę w trzecim tomie. Jakie losy zafunduje bohaterom autorka.

Wyobraź sobie, że nagle tracisz tożsamość. To, kim byłaś w przeszłości przestaje mieć znaczenie. Musisz nauczyć się być kimś innym. Wyobraź sobie, że tracisz rodzinę, dom, nazwisko. Nawet język, styl ubierania się, fryzurę. Tracisz wszystko...

Prawdy i tajemnice to niezwykle klimatyczna powieść ukazująca nam jak wydarzenia z przeszłości mogą zaważyć na naszej teraźniejszości. Jak bardzo ludzie mogą skrywać w sobie ból spowodowany tamtymi wydarzeniami, jak bardzo ciążyło na nich widmo tamtych lat. Uwaga ostrzegam! Jeśli zaczniecie czytać, nie będziecie mogli przestać dopóki nie dobrniecie do końca. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam.


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję Autorce oraz









Copyright © 2016 Czytaninka , Blogger